- Niektóre ze schwytanych ustuzou chorowały na to samo, lecz łagodniej. Od młodego

- NiektĂłre ze schwytanych ustuzou chorowały na samo, lecz łagodniej. Od młodego miały przeciwciała. Ty Ĺźadnych. Z najbardziej chorego wytoczyłam całą krew, zrobiłam szczepionkę. Podziałała. JuĹź po wszystkim. teraz zjedz coś. - Jak... długo - Kerrick zdołał wyszeptać takie słowa. - Jak długo jeść? Jak długo przeciwciała? Ciągle majaczysz? Kerrickowi udało się wykonać dłonią ruch oznaczający okres. - Zrozumiałam. To nie ma nieistotne. teraz to wypij, potrzebujesz protein, straciłeś jedną trzecią wagi. posiadasz tu delikatne, lekko strawne mięso rozłoĹźone enzymami na płyn. Kerrick był nazbyt słaby, Ĺźeby się sprzeciwiać. poprzez zaciśniętakie usta wypił wstrętny napĂłj. Potem zasnął, wyczerpany. Było to mimo wszystko przesilenie. Choroba minęła, zaczął dochodzić do siebie. Nikt go nie odwiedzał poza grubą uczoną. Nie pragnął Ĺźadnych gości. Ciągle rozmyślał o Tanu, z ktĂłrymi rozmawiał. Nie, nie z Tanu, z ustuzou, ze zwyrodniałymi, ciepłokrwistymi zabĂłjcami. Ciało z jego ciała, Tanu. taki sam lud, takie same istoty. Miał podwĂłjną toĹźsamość, ktĂłrej nie rozumiał. Starał się doszukać w tym wszystkim sensu. Oczywiście, on sam był Tanu, kiedy przywieziono go tutaj w dość 115 młodym wieku. Było to mimo wszystko dawno, tyle się z nim odtąd działo, Ĺźe zatarły się wszelkie wspomnienia z tamtych czasĂłw. razem z nimi stracił coś więcej. Wspomnienia wydawały mu się opowieściami o cudzych przeĹźyciach. Choć ruchowo nie był Yilanè oraz nigdy nie będzie, to mimo wszystko myślał jak one, ruszał się jak one, mĂłwił jak one. Ciałem był mimo wszystko Tanu oraz w snach wędrował ze swym plemieniem. Były to sny niepokojące, nawet przeraĹźające, oraz rad był, Ĺźe niewiele z nich pamiętał po przebudzeniu. PrĂłbował przypomnieć sobie dalsze słowa Tanu, lecz bezskutecznie, ponieważ nawet wymawiane na głos po wyzdrowieniu umykały mu z pamięci. Poza ciągle obecną oraz milczącą Inlènu* był zupełnie sam. Odwiedzała go tylko Akotolp oraz zaczęło go to zastanawiać. - Czy nadal są poza miastem takie wszystkie, ktĂłre zabiły ustuzou? -zapytał pewnego dnia. - Nie. WrĂłciły co najmniej dwadzieścia dni temu. - Ale nikt nie przeistacza się w pobliĹźu, nawet fargi, nikogo nie widuję oprĂłcz ciebie. - Oczywiście, Ĺźe nie - Akotolp rozsiadła się mocno na ogonie, splatając cztery kciuki oraz składając je wygodnie na grubym wałku sadła na brzuchu. - Mało wiesz o Yilanè, tyle tylko, ile mam miejsca między kciukami. - Ścisnęła je mocno. - Ĺťyjesz wśrĂłd nas, ale nic nie masz pojęcia. - Jestem niczym, nic nie wiem. Ty wiesz wszystko. Z chęcią zostanę oświecony. Kerrick naprawdę tak myślał, nie była to tylko uprzejmość. Ĺťył w gąszczu zagadek, gmatwaninie pytań bez odpowiedzi. poprzez większą część Ĺźycia mieszkał tu, w tym tajemniczym mieście. Zachodzące na jego oczach fakty z Ĺźycia Yilanè były oczywiste dla wszystkich oraz nie stanowiły przedmiotu rozmĂłw. Jeśli pochlebstwami oraz przymilaniem się zdoła wydębić odpowiedzi z takiej grubej istoty, to poniĹźy się do kaĹźdego hołdu. - Yilanè nie chorują. przypadłości atakują tylko niĹźsze istoty, te jak ty. Przypuszczam, Ĺźe kiedyś oraz nas nękały, lecz juĹź od dość dawna zostały wyeliminowane. Choćby gorączka, ktĂłra zabiła kilka Yilanè spośrĂłd najwcześniej tu przybyłych. ZaraĹźeniu mogą towarzyszyć kontuzje psychiczne; szybko się roznoszą. Tak więc twoja choroba wywołała zamieszanie wśrĂłd głupich fargi, nie mogły jej zrozumieć ani się z nią pogodzić - przeto ją zignorowały, razem z tobą. Ja mimo wszystko jestem tak biegła w pracy zawodowej z wszystkimi formami* Ĺźycia, Ĺźe podobne głupoty nie mają do mnie przystępu. Była z siebie dość zadowolona, a Kerrick ją tylko w tym umacniał. - Dla Waszej Wysokości nic nie okazuje się tajemnicą - dodał. - Czy ktoś tak głupi, jak ja moĹźe ośmielić się zadać pytanie komuś tak mądremu? Akotolp przyzwoliła znudzonym gestem.