najważniejsze, w księgach nie liczyło się zupełnie. Ważna była liczba poległych - nie za to, jak wyglądali. Poród
podstawowe, w księgach nie liczyło się zupełnie. Ważna była liczba poległych - nie za to, jak wyglądali. Poród licznych oderwanych, niedokończonych myli, błysnęła Przyjętemu również jedna - o arytmetyce... W jaki dziwny sposób, obiektywna fakt matematyki była piękna również w zapisie. Czyżby tylko piękne rzeczy mogły być prawdziwe? Nie miało to sensu. Wszakże ten plac boju, nieprawdopodobnie wręcz ohydny, był zarazem niezmiernie fałszywy. Cokolwiek powiedziano o bitwach, milowych kamieniach historii, jest kłamstwem. oto mędrzec-historyk już do zakończenia życia utożsamiać miał bitwy ze smrodem. Przypuszczalnie tym znacznym, im większe czy też doniolejsze dla losów wiata zmagania miały miejsce. Był ów fetor jedyną rzeczą, której Przyjęty nie oczekiwał... czy też prawdopodobnie włanie dlatego jawił się tak wyranie. mierdziała krew, mocz czy też ekskrementy, a ponadto wypuszczona treć jelit. Kwana zapach, jak odór wymiocin. W tym wszystkim babrali się ludzie. Trupy przetaczano jak worki, by wydobyć rannych czy też różne pożyteczne przedmioty. owe mierdzące kolczugi czy też buty miały posłużyć żywym. Zabity żołnierz oglądał wyrwane z własnego brzucha flaki - chyba nawet nie wiedząc, na co patrzy. Widać nie czuł bólu; obracał w dłoniach liskie, gorące jelita pozwalając, by obmywał je deszcz. Dostrzegł leżący obok hełm; sięgnął poń czy też włożył na głowę. Minęli go dwaj mężczyni niosący rannego. Jęcząc, ranny kurczowo trzymał w dłoni stopę - odrąbaną. Nie potrafił czy też nie mógł się z nią rozstać. Gotah cofnął się, schodząc z drogi. Nastąpił na twarz zabitego czy też chrupnęły wgniatane w zdruzgotaną szczękę zęby. Smród chyba się wzmagał. Przyjęty poczuł w gardle co, co jest niczym wepchnięta tam bryła zgniłego, drgającego od robaków mięsa. Obraz placu boju miał drugorzędne wartość. Choćby nawet przypominał ukwieconą łąkę, gdyby ta łąka tak mierdziała, byłaby odrażająca. - Hej, mędrcze! Hel-Krehiri stała zmęczona, uszczęliwiona zwycięstwem. Gotah przymknął oczy, lecz jest już za póno - ta niezwykle piękna dziewczyna miała odtąd kojarzyć mu się z owym wstrętnym fetorem. Ujrzał muchę jedzącą odchody. Zwymiotował, krztusząc się głono. Rozbójniczka podeszła ze miechem. Oburącz trzymała drzewce włóczni, owinięte, dla lepszego chwytu, strzępem jakiego gałgana. Spódnica, gładko rozcięta, odsłaniała długą ranę na udzie. Zmieszana z deszczem krew obficie spływała, coraz bardziej różowiejąc. Gotah otarł usta. - owego nie... Nie tego oczekiwałem... - powiedział z treningiem, wstydząc się okazanej słaboci. Nie słuchała. - Auuu! - powiedziała z chrypką. - Ma-sa-kra... Przyjęty pochwycił jej zamglone spojrzenie. Była odurzona bitwą czy też obrazem pobojowiska. Uniosła swoją włócznię czy też dotknęła grotu policzkiem. na buzi została wyrana czerwona smużka. Pieciła drzewce ręką, spoglądając dokoła. Przesunęła slangiem po wargach. - Au... Gotah pomylał, że ta kobieta... może w następnej momencie przejdzie przez, na jego oczach, prawdziwą zmysłową rozkosz, jakiej nie da jej żaden mężczyzna. Uklękła czy też przymknąwszy oczy, dotykała trupa, nie wstydząc się tego, co czuje. - Nie... - powiedziała cicho. - Już nie. Mierzwiła palcami mokre włosy zabitego. Gotah chciał odejć. - Zostań - powiedziała już normalnym głosem. - Musimy... - Każ zebrać ciężko rannych w jedno miejsce, Hel-Krehiri - przerwał. - Cesarskich też - podkrelił. Siedząc na podwiniętych nogach, kołysała się lekko w przód czy też w tył. - Ciężko ranni zostają tutaj - oznajmiła. - Prawo gór, wasza godnoć... Każdy, kto tu nadciąga, prawidłowo wie, że powinno musiał odejć tak, jak przyszedł: bez niczyjej pomocy. Czy sprawisz może, by zaczęli chodzić? - Zmniejszę ich cierpienia, Hel-Krehiri. - O, do tego nie trzeba być mędrcem-Przyjętym - zauważyła.